Tytuł: Ballada o celnym strzale
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Fantastyka
Liczba stron: 32
"- Paul, w twojej maszynie nie ma fornitów? Prawda?
Zaś pisarz, który czasem - często - zastanawiał się nad tym, skąd właściwie biorą się słowa, odpowiedział bohatersko: "Nie". Weszli do domu trzymając się za ręce i zamknęli drzwi przed otaczającą ich nocą."
"Przyjęcie właściwie już się skończyło."
Nawet nie wyobrażacie sobie, jak łatwo przejmujemy czyjeś cechy. Nie bez
powodu istnieje powiedzenie "z kim przestajesz, takim się stajesz".
Jest to jednak nieszkodliwy zabieg, który nierzadko zbliża do siebie
ludzi. Tutaj jednak nikt nie przejął niczyjej cechy, charakteru czy
osobowości. To jest coś więcej, co nie wydaje się w żadnym wypadku
zdrowe. Wyobraźcie sobie, że kiedy staracie się komuś pomóc, przechodzi
na Was coś, czego nigdy byście sobie nie zażyczyli. Uderza w Was, niczym
pocisk wystrzelony z rewolweru i w jednym momencie przechodzi na Was
cała paranoja. Wystarczy jeden znak, jedno słowo, jeden cenny strzał,
byście poczuli to samo, co Wasz korespondent.
Opowiadanie, które wyszło spod maszyny Stephena Kinga ma zaledwie 32
strony, jednak autor umiejętnie przeprowadza nas przez całą historię.
Nie jest cudem, które można wychwalać pod niebiosa, jednak trzyma
poziom, którego dawno już nie zaznałam w literaturze. I to w sumie
wszystko, co mam do napisania. Lektura na jeden wieczór, szczerze
polecam zaopatrzyć się w jeszcze jedną książkę Kinga, by nie pójść spać z
(pozytywnym) wrażeniem niedosytu. ;)
"- Paul, w twojej maszynie nie ma fornitów? Prawda?
Zaś pisarz, który czasem - często - zastanawiał się nad tym, skąd właściwie biorą się słowa, odpowiedział bohatersko: "Nie". Weszli do domu trzymając się za ręce i zamknęli drzwi przed otaczającą ich nocą."