Tytuł: Pianista
Autor: Władysław Szpilman
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 216
"31 sierpnia 1939 roku nie było w Warszawie już prawie nikogo, kto byłby zdania, że wojny z Niemcami można jeszcze uniknąć, i tylko niepoprawni optymiści były przekonani, że Hitler przestraszy się nieprzejednanej postawy Polski"
Fanką "Pianisty" w reżyserii Polańskiego jestem przeogromną, film cały
czas jest jednym z moich ulubionych, więc przeczytanie książki, która
była napisana jeszcze przed filmem, było oczywiste.
Książka ta, to wspomnienia znanego polskiego pianisty i kompozytora
żydowskiego pochodzenia. Jestem pewna, że większość osób zna ten film, a
nawet go oglądało. Polański odwalił kawał dobrej roboty obsadzając w
rolach amerykanów i robiąc z tego światowy hit. Nie o filmie jednak
dzisiaj, lecz o książce.
Akcja książki rozpoczyna się we wrześniu roku 1939. Szpilman gra wtedy
nokturn cis-moll Chopina. Grę przerywa mu bombardowanie całej Warszawy.
Szpilman jest zmuszony wrócić do domu, aby tam poczuć uczucie więzienia.
Pianista mieszkał na terenie, w którym zbudowano getto, aby oddzielić
Żydów od reszty miasta, dzięki czemu miał własne mieszkanie i nie musiał
się nigdzie przenosić. Od tego momentu musi wraz z rodzicami, bratem i
dwiema siostrami przeżywać piekło. Aby przeżyć, muszą posprzedawać
większość swoich kosztowności, w tym także pianino. Nie oznacza to
jednak, że pozbawiono go gry na pianinie. Grał dalej w kawiarni, w
której spotykali się sami najgorsi ludzie. Był jedyną osobą, która
musiała utrzymywać całą 6-osobową rodzinę.
W końcu cała ich rodzina została wywalona z domu na dwór, aby tam wraz z
rodziną czekać na pociąg do Treblinki, na pewną śmierć. Kiedy Szpilman
stoi w kolejce do wagonu, ktoś usuwa go z niej, dzięki czemu udaje mu
się przeżyć następne kilka tygodni. I tak zaczynają toczyć się jego losy
podczas wojny.
Zanim wybuchła wojna Szpilman grał nokturn cis-moll Chopina. Hitler
przerwał jego grę, aby los dał mu przeżyć całą wojnę i pozwolił grać ten
sam nokturn cis-moll w Polskim Radiu, tuż po wojnie.
Trzeba przyznać, że jego historia jest wręcz filmowa, jakby nie napisana przez życie. Jednak to działo się naprawdę.
Mimo że oglądałam już film, książka wywarła cudowne wrażenie. Co prawda,
przewijały się w mojej głowie obrazy z filmu, nie zaważyło to jednak na
ocenie. W książce ukazane są wszelkie emocje związane z poszczególnymi
scenami. Mimo że - jak pisał syn tytułowego pianisty - Szpilman nie był
pisarzem, to książka jego jest cudowna i jest w niej ukazane to, co
powinno.
Muszę też pochwalić pomysł na uzupełnienie książki fragmentami z
pamiętnika Wilma Hosenfelda, jednego z tych Niemców, którzy mimo swojej
służby, mogli naprawdę nazwać się Człowiekiem. Wyjaśnia to w pewien
sposób reakcję kapitana na ujrzanego w gruzach jednego z warszawskich
domów pianistę.
"Postaram się, żeby już wkrótce pojawiło się tam drzewko dla kapitana Hosenfelda, zroszone wodą z Jordanu. Kto je zasadzi? Władysław Szpilman, a pomoże mu w tym jego syn Andrzej."