niedziela, 22 grudnia 2013

"Pianista" Władysław Szpilman

Tytuł: Pianista
Autor: Władysław Szpilman
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 216



"31 sierpnia 1939 roku nie było w Warszawie już prawie nikogo, kto byłby zdania, że wojny z Niemcami można jeszcze uniknąć, i tylko niepoprawni optymiści były przekonani, że Hitler przestraszy się nieprzejednanej postawy Polski"

Fanką "Pianisty" w reżyserii Polańskiego jestem przeogromną, film cały czas jest jednym z moich ulubionych, więc przeczytanie książki, która była napisana jeszcze przed filmem, było oczywiste.
Książka ta, to wspomnienia znanego polskiego pianisty i kompozytora żydowskiego pochodzenia. Jestem pewna, że większość osób zna ten film, a nawet go oglądało. Polański odwalił kawał dobrej roboty obsadzając w rolach amerykanów i robiąc z tego światowy hit. Nie o filmie jednak dzisiaj, lecz o książce.
Akcja książki rozpoczyna się we wrześniu roku 1939. Szpilman gra wtedy nokturn cis-moll Chopina. Grę przerywa mu bombardowanie całej Warszawy. Szpilman jest zmuszony wrócić do domu, aby tam poczuć uczucie więzienia. Pianista mieszkał na terenie, w którym zbudowano getto, aby oddzielić Żydów od reszty miasta, dzięki czemu miał własne mieszkanie i nie musiał się nigdzie przenosić. Od tego momentu musi wraz z rodzicami, bratem i dwiema siostrami przeżywać piekło. Aby przeżyć, muszą posprzedawać większość swoich kosztowności, w tym także pianino. Nie oznacza to jednak, że pozbawiono go gry na pianinie. Grał dalej w kawiarni, w której spotykali się sami najgorsi ludzie. Był jedyną osobą, która musiała utrzymywać całą 6-osobową rodzinę.
W końcu cała ich rodzina została wywalona z domu na dwór, aby tam wraz z rodziną czekać na pociąg do Treblinki, na pewną śmierć. Kiedy Szpilman stoi w kolejce do wagonu, ktoś usuwa go z niej, dzięki czemu udaje mu się przeżyć następne kilka tygodni. I tak zaczynają toczyć się jego losy podczas wojny.
Zanim wybuchła wojna Szpilman grał nokturn cis-moll Chopina. Hitler przerwał jego grę, aby los dał mu przeżyć całą wojnę i pozwolił grać ten sam nokturn cis-moll w Polskim Radiu, tuż po wojnie.
Trzeba przyznać, że jego historia jest wręcz filmowa, jakby nie napisana przez życie. Jednak to działo się naprawdę.
Mimo że oglądałam już film, książka wywarła cudowne wrażenie. Co prawda, przewijały się w mojej głowie obrazy z filmu, nie zaważyło to jednak na ocenie. W książce ukazane są wszelkie emocje związane z poszczególnymi scenami. Mimo że - jak pisał syn tytułowego pianisty - Szpilman nie był pisarzem, to książka jego jest cudowna i jest w niej ukazane to, co powinno.
Muszę też pochwalić pomysł na uzupełnienie książki fragmentami z pamiętnika Wilma Hosenfelda, jednego z tych Niemców, którzy mimo swojej służby, mogli naprawdę nazwać się Człowiekiem. Wyjaśnia to w pewien sposób reakcję kapitana na ujrzanego w gruzach jednego z warszawskich domów pianistę.

"Postaram się, żeby już wkrótce pojawiło się tam drzewko dla kapitana Hosenfelda, zroszone wodą z Jordanu. Kto je zasadzi? Władysław Szpilman, a pomoże mu w tym jego syn Andrzej."

czwartek, 12 grudnia 2013

"Tylko ja sama" Roma Ligocka

 Tytuł: Tylko ja sama
Autor: Roma Ligocka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 412
 


 "Przez całe życie chciałam przypomnieć sobie ojca."

"Tylko ja sama" to trzecia książką Romy Ligockiej, jaką udało mi się przeczytać.
Muszę zacząć od tego, że okładka tej książki jest cudowna. Jest trochę psychodeliczna, pełna smutku i bólu. I wprawdzie taka jest ta książka. Nadzwyczajna w swoim cierpieniu. Ktoś by jednak powiedział, że to nic nadzwyczajnego. Autorka jest bowiem Żydówką, która przeszła wiele w czasie wojny, jak i po niej. Więc co w niej takiego nadzwyczajnego? Otóż Ligocka, mimo tego przerażającego świata o jakim opowiada, pisze jakoś tak lekko i przystępnie.
Pozycja ta jest napisana w sposób chronologiczny. Każdy rozdział, to nowy miesiąc, dzięki czemu widzimy, że mimo prosto płynącego czasu jej myśli są nie tylko Tu i Teraz, ale także gdzieś Wczoraj, gdzieś Tam w strasznych czasach.
Jest to jakby kontynuacja "Dziewczynki w czerwonym płaszczyku". W tej książce jednak widzimy już dorosłą kobietę, która chce ułożyć sobie życie. Sęk w tym, że jest jeszcze dzieckiem, którym nie mogła być za czasów wojny. W czasie czytania dowiadujemy się o miłości jej życia, z którą żyje w wolnym związku. Jest właściwie kochanką, ale czytający dobrze wie, że im obydwojgu się to należy.
Ta dorosła kobieta, która jest jeszcze bezbronnym dzieckiem zostaje poddana próbie. Zostaje zaburzona jej świadomość. Świadomość, że jej ojciec być bohaterem. Próbuje więc z całych sił dojść do tego, kim był jej tata i co robił podczas wojny.
W książce widzimy dwa główne wątki. Miłość i pragnienie odkrycia prawdy o ojcu. Są całkiem odległe i wcale się nie łączą, ale tworzą jakąś jedną całość, która z żadnej strony nie przeszkadza.
Zdania na temat tej książki są podzielone. Niektórzy ją uwielbiają, inni nie rozumieją. Ja jestem gdzieś pomiędzy. Romę Ligocką szanuję, za to co przeszła. Była wspaniałą kobietą i widać to po tym, jak pisze, jakie wartości są dla niej ważne. Jednak coś mnie od niej odpycha. Sama nie wiem co, bo i jako kobieta i jako autorka jest w porządku. Jednak jakoś jej tak za dużo wszędzie. Jestem przyzwyczajona, że książki o wojnie nie są tak oblegane, jednak jej pozycje były bestselerami.
Mimo wszystko podjęta przez nią próba odnalezienia informacji o ojcu jest zachwycająca. Gdyby nie to, książka by zapewne nie powstała. Wiadomo, że chciała obronić dobre imię swojej rodziny. 

"Tylu rzeczy w życiu szukałam. A zawsze odnajdowałam jedynie samą siebie."

czwartek, 21 listopada 2013

"Stowarzyszenie umarłych poetów" Nancy H. Kleinbaum

Tytuł: Stowarzyszenie Umarłych Poetów
Autor: Nancy H. Kleinbaum
 Tytuł oryginału: Dead Poets Society
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Liczba stron: 160



"W murowanej kaplicy Akademii Weltona - prywatnej szkoły położonej wśród dalekich wzgórz Vermontu - po obu stronach szerokiej nawy siedziało ponad trzystu chłopców ubranych w odświętne szkolne bluzy."
Wyobraźcie sobie, że macie kilkanaście lat i uczycie się w szkole, w której cztery złote zasady wybrzmiewają jak najgorsze echo w waszych uszach: Tradycja, Honor, Dyscyplina i Doskonałość. Dyrektor jest BARDZO surowy, a nauka suchych faktów jest najważniejsza. I nagle do takiej szkoły-piekła przychodzi nauczyciel, który wyróżnia się znacząco. Jego podejście do życia jest o wiele inne, niż całej kadry nauczycielskiej.
Taki nauczyciel uczył właśnie w szkole, do której chodzili główni bohaterowie "Stowarzyszenia umarłych poetów". Zamiast uczyć ich angielskiego, chodząc utartymi ścieżkami, on uczy ich myśleć. Wdraża w ich życie poezję i filozofię. Każe chwytać dzień, co później zamienia się w chwytanie piersi.
"- Carpe piersiam - szepnął do siebie, zamykając oczy. - Chwytaj pierś!"

Główni bohaterowie: Charlie, Knox, Todd, Neil, Meeks, Pitts, Cameron mają to szczęście, że trafiają do profesora Keatinga na lekcje angielskiego. Poznają dzięki niemu życie i dorastają w szybkim tempie. I dzięki niemu tworzą "Stowarzyszenie Umarłych Poetów". Zawdzięczają mu bardzo dużo. Niektórym zastępuje nawet rodziców.
Kilka razy się szczerze uśmiałam, dwa razy uroniłam łzy. Zdecydowanie polecam tą książkę. Nie jest zaściankowa. Niby prosta, lecz ma w sobie coś takiego, przez co na chwilę się zatrzymujemy, zastanawiamy i stwierdzamy, że chcielibyśmy należeć do "Stowarzyszenia Umarłych Poetów".
John Keating, ów nieograniczony nauczyciel przypominał mi moją nauczycielkę od polskiego. Może dlatego był mi tak bliski, a to, o czym mówił, było mi tak dobrze znane.
Książkę bardzo trudno streścić, bo jest naprawdę mikra i chciałoby się tylko więcej, więcej i więcej. Wprawdzie nie historia jest tu najważniejsza, a to, co możemy z niej wynieść. Uczy nas, że nie warto zamykać się w stereotypach, iść za stadem i najważniejsze - mieć własny rozum.
Pokazuje też, jak szkolna dyscyplina potrafi niszczyć. Jak przez nią młodzież nie stara się myśleć samodzielnie, bo jest pod presją nauczycieli.

„Kiedy czytacie książkę, nie bierzcie pod uwagę tylko tego, co mówi autor, weźcie pod uwagę również to, co myślicie wy. Musicie starać się odnaleźć własny głos, chłopcy.”

Ten cytat idelanie oddaje to, jak powinno się czytać tę książkę - myśląc.
Muszę powiedzieć, że była to pierwsza książka, która nie była oparta na faktach, a tak mnie wzruszyła. I stawiam jedno pytanie do autorki, do nauczycieli, do świata - dlaczego ta podróż po zakątkach jednej z najsurowszych szkół trwała tak krótko? Ma w sobie ona bowiem wszystko - świetną historię, niebanalnych bohaterów i morał.
"Skinął im głową, jakby chciał powiedzieć "żegnajcie". Potem odwrócił się i powoli wyszedł, zostawiając za sobą niczym nie zmąconą, uroczystą ciszę."

wtorek, 12 listopada 2013

"Z diabłami na ty" Władysław Gębik

Tytuł: Z diabłami na Ty
Autor: Władysław Gębik
Wydawnictwo: Wydawnictwo Morskie
Liczba stron: 333



Są takie książki, po których przeczytaniu mam wrażenie, że nie przeczytam już lepszej książki. Takie odczucie towarzyszyło mi przy tej książce. Już od pierwszych stron.
Nie umiem pisać recenzji książek, które robią na mnie ogromne wrażenie. Nie wiem o czym napisać, żeby czegoś nie pominąć. Mam wrażenie, że wszystko, co napiszę, będzie zbyt ubogie w porównaniu z tym, co zawarte jest w książce.
Tematyka II Wojny Światowej i obozów koncentracyjnych jest zazwyczaj przerażająca i zasmucająca. Wspomnienia Gębika, mimo faktów, jakie w sobie zawierają, mają w sobie coś patriotycznego, coś napawającego dumą, coś pocieszającego. W trudnych warunkach, w jakich musieli żyć tamci ludzie, on z zaprzyjaźnionym społeczeństwem obozowym postanawia nie poddawać się wrogowi. 
Żeby zrozumieć, trzeba przeczytać. Po prostu.
To, co przykuło moją uwagę, to to, że Gębik posługiwał się fragmentami nieopublikowanych nigdy wspomnień bliskich mu osób. Dzięki temu przetrwały. Być może nikt już ich nigdy nie wyda. Mamy więc takie dwa w jednym. 
Dużo zawdzięczał autor poezji. Tej pisanej w obozie, jak i tej, która istniała już o wiele wcześniej. Kilka stron poświęca wierszom swoich kolegów, które wywierają niesamowite wrażenie. Poza tym, czasem między akapitami wplata jakieś fragmenty utworów poetyckich.

piątek, 1 listopada 2013

"Krzyżacy" Henryk Sienkiewicz

Tytuł: Krzyżacy
Autor: Henryk Sienkiewicz
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Liczba stron: 320 + 365 



W Tyńcu, w gospodzie "Pod Litym Turem" należącej do opactwa, siedziało kilku ludzi, słuchając opowiadania wojaka bywalca, który z dalekich stron przybywszy, prawił im o przygodach, jakich na wojnie i w czasie podróży doznał.

Kiedy jest się w wieku gimnazjalnym i widzi się tytuł "Krzyżacy" z nazwiskiem Sienkiewicza, ma się ochotę iść jak najdalej i nie wracać. Najlepsza książka opisująca historię walki pod Grunwaldem dostaje obniżone oceny przez przymus, jaki narzuca szkolnictwo. Z roku na rok coraz większa liczba osób twierdzi, że jest to książka gruba, beznadziejna i ma zbyt wiele obszernych opisów.
Ja też myślałam, że ta książka nie jest warta uwagi. Jeszcze w pierwszej klasie, kiedy "Krzyżacy" byli moją lekturą, zdołałam przeczytać jedynie jakieś 60 stron i odłożyłam ją w kąt.
Teraz, w 3 klasie, postanowiłam, że ją przeczytam. Nie pod przymusem oceny z lektury, czy wiedzy do egzaminu (choć to może trochę też przesłużyło się sięgnięciu po książkę), ale z własnej chęci.
No bo, jak mogę negować książkę, kiedy jej całej nie przeczytałam?
Tak sięgnęłam po dwutomową powieść historyczną i wciągnęłam się w wir wydarzeń, jaki zaserwował nam autor.

"Krzyżacy" Henryka Sienkiewicza opowiadają losy Zbyszka z Bogdańca i jego stryja - Maćka z Bogdańca przed sławną bitwą pod Grunwaldem i w jej czasie. Zahacza również o to, co działo się po niej, jednak to, zdaje się być najmniej ważne.
Zdawałoby się, że nudna książka historyczna. Co w niej takiego, co ją wyróżnia? Dlaczego została nazwana najlepszą? Otóż Sienkiewicz w cudowny sposób ujął tamtejszą szlachtę. Imponujące jest, jak dobrze każda z postaci jest zarysowana. Choćby taki Zbyszko - rzeklibyśmy, zwykły rycerz. Miał swoje miłostki, był lekkomyślnym młodzieńcem, który, gdyby nie jego stryj, jego losy pewnie potoczyłyby się całkiem inaczej. Jednak autor nie miał na celu ukazania historii, w której byli ludzie. Sienkiewicz stworzył ludzi, którzy byli osadzeni w takim, a nie innym czasie. Miłość Zbyszka do Danusi, rozpacz po jej stracie, honor szlachcica, młodzieńcza potrzeba ciągłej miłości. Tu postaci nie były ani trochę tekturowe. Były prawdziwe. I dzięki temu mogliśmy zobaczyć, jak żyło się w tamtych czasach.
I w tym momencie mam ochotę rzucić się na całą plagę gimnazjum i wybić im z głowy to, co przekazują z roku na rok młodszym od siebie. Powstrzymuje mnie fakt, że sama nie najlepiej postrzegałam tę lekturę. ;)
Gdyby ktoś chciał się dowiedzieć, jak się żyło w tamtych czasach, co się działo, poleciłabym z pewnością tę książkę. Bo dzięki lekkości pióra, Sienkiewicz ukazał historię w lepszym dla nas, ludzi XXI wieku sposobie.
Co do przydługich opisów, które podobno tak męczą - gdyby nie one, nie wczulibyśmy się tak w akcję. Jak dla mnie, były idealne.

Aż radość we mnie wzbiera, że jednak przeczytałam tę powieść. I naprawdę, głupim pomysłem było umieszczenie jej w kanonie lektur dla 1 klasy gimnazjum. Do "Krzyżaków" trzeba dojrzeć. Nie mówię tu, że wszystkie osoby, które wyszły dopiero z podstawówki nie są na nią wystarczająca dojrzałe, jednak fakty mówią same za siebie. Jestem pewna, że gdyby nie przymus do czytania tej książki w gimnazjum, ocena byłaby znacznie wyższa.

Stary rycerz żył jeszcze długo, a Zbyszko doczekał się w zdrowiu i sile tej szczęsnej chwili, w której jedną bramą wyjeżdżał z Malborga ze łzami w oczach mistrz krzyżacki, drugą wjeżdżał na czele wojsk polski wojewoda, aby w imieniu króla i Królestwa objąć w posiadanie miasto i całą krainę aż po siwe fale Bałtyku.

sobota, 21 września 2013

"Hobbit, czyli tam i z powrotem" John Ronald Reuel Tolkien

Tytuł: Hobbit, czyli tam i z powrotem
Tytuł oryginału: The Hobbit, or There and Back Again
Autor: John Ronald Reuel Tolkien
 Wydawnictwo: Iskry
Liczba stron: 314



W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit.

Któż nie zna J.R.R. Tolkiena? Trzeba przyznać, że zna go każdy, kto jakąkolwiek książkę miał w ręku. Jego trylogia jest równie rozpoznawalna jak on sam. Tak samo jak i Hobbit.
Przyszło mi żyć w takich czasach, kiedy Pana Tadeusza na lekcjach czyta się tylko fragmentami, a zastępują go takie książki jak ta. Właściwie, długo nie ruszałabym jej z półki, gdyby nie ten "przymus". Do fantastyki podchodzę bardzo sceptycznie, szczególnie, jeśli przez większość uznawana jest za świetną. Jak ten szkolny przymus przysłużył się w moich oczach dla książki?
Zacznijmy od tego, kim jest tytułowy Hobbit. Mała istota, mniejsza od krasnali, mająca swoje zasady i przekonania. Co robi Hobbit? Hobbit mieszka sobie, ciesząc się spokojnym życiem, dość stabilnym. Coś jednak sprawia, że to stabilne życie wywróci się do góry nogami i nie będzie już takie samo.
Na głowę "zwalają" mu się krasnale i jeden, przemiły czarodziej. Dzięki nim, jego życie nabiera całkiem nowego kształtu, a Bilbo dowiaduje się, że jest dobry nie tylko w byciu miłym i gościnnym, oraz że jest spokojny, jak reszta hobbitów, ale ma w sobie to coś, co go różni od reszty jego gatunku. Dzięki temu "czemuś" udaje mu się przeżyć a nawet zostaje doceniony.
Trzeba przyznać, że postać Hobbita bardzo mi się podobała, szczególnie pod koniec. Z początku właściwie nie był ani trochę ciekawy. Zwykły, leniwy hobbit lubiący jeść i spać. Spokojny, zrównoważony. Z biegiem czasu jednak coraz bardziej go lubiłam a pod koniec pałałam sympatią.
Wspaniałe był też świat, jaki wykreował Tolkien. Naprawdę, chciałabym to zobaczyć na własne oczy. To ten rodzaj fantastyki, która cieszy oko, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Wszystkie te lasy, jeziora, jakie sobie wyobrażałam były cudowne, nikt jeszcze nie wpłynął na takie wyobrażenie sobie świata, w jakim dzieje się akcja. Dzięki temu też, naprawdę czułam się, jakbym tam była. Nie mogę, wręcz nie potrafię tego opisać. To po prostu trzeba zobaczyć własnymi oczami wyobraźni.
Nie nudziłam się przy tej książce. Nie było przydługich opisów, nieciekawych dialogów. I nie obraziłabym się, gdyby jeszcze trochę tę akcję wydłużyć, dodać wątki. Mimo powolnego czytania, które zajęło ponad tydzień, po skończeniu lektury miałam niedosyt. Nie, w sensie źle skończonej książki, czy w złym momencie. Po prostu było mi go za mało i tęsknię za małym, mądrym Hobbitem.

Naprawdę długo zastanawiałam się, jaką dać mu ocenę. Nie ciągnęła mnie bowiem do siebie, ale wciągała, gdy miałam ją już w rękach. Czytanie jej bardzo mi się dłużyło ze względu na problem z oczami, czy może ze światłem. Gdybym czytała ją w innym momencie życia, pewnie przeczytałabym ją w 2, czy 3 dni. Może więc to i dobrze, że został ze mną na trochę dłużej. Daję Tolkienowi ocenę 8, gdyby była taka możliwość, nawet 8,5. Hobbit wciągnął mnie w swój malutki świat i sprawił, że zaczęłam postrzegać pewne rzeczy nieco inaczej.

Całe szczęście! - roześmiał się Bilbo, podając mu puszkę z tytoniem.

środa, 21 sierpnia 2013

"Ponad ludzką miarę. Wspomnienia operowanych w Ravensbrück" praca zbiorowa

Tytuł: Ponad ludzką miarę. Wspomnienia operowanych w Ravensbrück
Autor: praca zbiorowa
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Liczba stron: 398



Są książki, których nie da się nisko oceniać. Ta należy do jednej z tego rodzaju: może być napisana naprawdę okropnym językiem, może być najdłuższą z możliwych - nie zostanie jednak odłożona na później. Widząc ten tytuł, po przeczytaniu książki serce mi się kraja. Ból zawarty w trzech słowach, które tak dobrze opisują cały dokument przenosi się na całe moje ciało i wstrząsają mną dreszcze.
Wszyscy wiedzą, czym była II wojna światowa, oraz czym były obozy koncentracyjne. Nie wszyscy jednak wiedzą, co się w takowych obozach działo. Ta książka jest idealną lekturą ukazującą, co przeżywały kobiety w jednym z nimieckich obozów zagłady - Ravensbrück.
Wspomnienia kilkunastu z nich, operowanych doświadczalnie. Kobiet, które pomimo, iż były zdrowe, miały jeszcze całe życie przed sobą, zostały położone na stół i boleśnie zranione.

"Operacje były bardzo ciężkie: zakażeniowe, kostne lub kostno-zakażeniowe. Kostne polegały na łamaniu, piłowaniu, wiórowaniu kości; wkładano do ran obce ciała, jak: szkoło, szmaty, kawałki drewna."

Te, które wyszły z obozu, którym udało się przeżyć wielką gehennę muszą przypomnieć sobie koszmary z dawnych lat i opowiedzieć światu, co działo się w Ravensbrück w latach wojny.
Wstrząsające i bolesne, to mało powiedziane.

Pierwsze zdanie: Pierwszy hitlerowski obóz koncentracyjny dla kobiet powstał w roku 1938.
Ostatnie zdanie: Po różnych tarapatach 25 maja 1945 r. wróciłam do Polski.

wtorek, 20 sierpnia 2013

"Szeptem" Becca Fitzpatrick

Tytuł: Szeptem
Tytuł oryginału: Hush Hush
Autor: Becca Fitzpatrick
Seria: Szeptem
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 328 



Jeśli jesteś czytelnikiem, który woli książki wysokich lotów, nie masz tu czego szukać.
Mimo, że książka ma u mnie 5 gwiazdek, nie jest jedną z tych, które polecam wszystkim. Sięgnęłam po "Szeptem", bo książka była jedną z serii paranormal romance, które cały czas trawię i próbuję przetrawić. Nie jestem do takich książek jakoś bardzo pozytywnie nastawiona, choć czytam, gdy mam chęć się odmóżdżyć. Po następną książkę pewnie sięgnę, ale nieprędko, z tego powodu, że nie lubię mieć niedokończonych serii. Przypomina mi trochę serię "Dom nocy", głównie przez główną bohaterkę, która mnie strasznie irytuje.
Szukam, błądzę i próbuję dopasować jakąś książkę z serii młodzieżówek, które są teraz tak oblegane przez nastolatki. Niestety, żadna jeszcze nie podołała moim gustom czytelniczym, ta również.
Polecić ją mogę, jak najbardziej - jeśli jesteś fanem Zmierzchu i lubisz takie powieści. Dla mnie jednak była ona zbyt naciągana.
Autorka na pewno nie jest pisarką z powołania, bo stylowi można dużo zarzucić. Byłabym skora powiedzieć nawet, że niektórzy gimnazjaliści piszą lepsze stylistycznie opowiadania, niż pani Fitzpatrick.
Ocena jest naciągana i to mocno, nie potrafiłabym postawić niżej, bo, może początek był podobny do bestselerowego "Zmierzchu", ale historia była całkiem znośna.

"Jutro, kiedy zaczęła się wojna" John Marsden

Tytuł: Jutro, kiedy zaczęła się wojna
 Tytuł oryginału: Tomorrow, When the War Began
 Autor: John Marsden
Seria: Jutro
Wydawnictwo: Znak Litera Nova
Liczba stron: 272



"Jutro" całkowicie mnie zaskoczyło. Na początku byłam skora twierdzić, że to kolejny młodzieżowy cykl, który mało wnosi, który jest powielaniem już utartych ścieżek. I tak było do momentu, kiedy 7 młodych ludzi wróciło z Piekła, do... piekła. Potem, zostałam oczarowana.
To zdecydowanie nie była książka, za jaką ją na początku uważałam i przekonywałam się o tym z każdą stroną. Zdawać by się mogło, że pisze ją młoda kobieta, która pragnie trafić jedynie do młodzieży, a tu proszę. Może język nie jest zbyt dorosły, ale dla takiej książki to właśnie atut, ponieważ wszystko "pisze" dziewczyna, jedna z głównych bohaterów książki.
Czytając każde zdarzenie, zawsze zastanawiałam się, co by było, gdybym ja się tam znalazła, gdybym musiała podejmować takie decyzje jak oni i wykazać się taką wyobraźnią. Dodatkowo, osoba, która opowiada te wszystkie zdarzenia, była strasznie podobna do mnie, przez co poczułam się, jakbym to ja tam była.
Na pewno nie jest to książka dla młodzieży z serii "mało akcji, dużo obściskiwania się", dlatego ma lepszą ocenę. Na razie stawiam jej 7/10, być może przy kolejnych tomach, które mam w planach przeczytać, ocena podrośnie. ;)

Pierwsze zdanie: Upłynęło zaledwie pół godziny, odkąd ktoś - chyba Robyn - powiedział, że powinniśmy to wszystko zapisać, i zaledwie dwadzieścia dziewięć minut, odkąd wybrano do tego mnie.

"Colorado Kid" Stephen King

Tytuł: Colorado Kid
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 120


Słaba, bardzo słaba. Nie sądziłam, że sięgnę kiedyś po Kinga i zostanę zniesmaczona. Uwielbiam w Kingu to, że tak pięknie opisuje, można wczuć się w akcje, w to, gdzie się akcja toczy, a tu? Cała książka opiera się między innymi na dialogu, opowieść może i ciekawa, ale szału nie ma, niestety. Czytałam ją 3 dni, mimo, że jest tak cienka i tylko czekałam, by dojść do jej końca.
Nigdy, przenigdy nie radziłabym zaczynać nią przygody z Kingiem.

"Mroczna połowa" Stephen King

 Tytuł: Mroczna połowa
Tytuł oryginału: The Dark Half
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 772
  

Zdecydowanie najlepsza książka Kinga, jaką przeczytałam. Co prawda mam na swoim koncie bardzo mało pozycji tego autora, ale zanim przeczytałam "Mroczna połowę" nie myślałam, że będę chętna sięgnąć po więcej książek spod jego ręki.
Może i nie jest jedną z najchudszych powieści, ale King ma w sobie coś takiego, że nawet długie opisy czyta się z wielką ciekawością.
To, że napisana jest mistrzowsko, to jedno. Główny powód wysokiej oceny to treść. Pomysł na tak zawiłą akcję mógł zrodzić się tylko w głowie kogoś bardzo kreatywnego.
Polecam tę pozycję wszystkim, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę ze Stephenem Kingiem.